Jedziemy w zwartym szyku, gdy na ekranie mojego kasku pojawia się informacja: PUSTKOWIA.
-Ludzie włączamy dopalanie. - powiedziałam do mikrofonu. -Zostanie nam jakieś 10 minut drogi.-kontynuuję. -Miejcie się na baczności, tu się aż roi od mutantów.
Na horyzoncie już widać przekaźnik. To opuszczona okolica, nie ma tu żadnych roślin. Tylko jakieś pousychane pnie; tu wszystko jest pokryte szarym popiołem. Gasimy silniki.
-Dobra. Idziemy prosto na najwyższe piętro, tam chyba znajduje się główny komputer, mam rację Ferb? - Na co on pokazuje mi mały ekran z migającym żółtym punkcikiem.-Buford osłaniasz nas. -ten tylko się uśmiechnął.
-Tylko może z łaski swojej najpierw patrz, potem strzelaj.-dodała Izabela poprawiając maskę tlenową.
-Matko, już wszystkie rozrywki człowiekowi zabieracie! - zaczął narzekać Buford.
-Ostatnim razem o mało mnie nie oskalpowałeś!-podniósł głos Fineasz.
-Nie przesadzaj-!
-Zachowujecie się jak przekupy na targu. -usłyszeliśmy głos Baljeeta.- Skupcie się na zadaniu.
Kręcąc głową ruszyłam w stronę drzwi wiszących na jednym zawiasie, a potem idąc po zakręconych schodach na ścianach widzieliśmy różne napisy. Nie mogę powiedzieć jakie, bo musiałabym nałożyć cenzurę. Z każdym piętrem w budynku było co raz ciemniej.
-Nie podoba mi się ten nastrój. -usłyszałam Izabelę.-Miejcie się na baczności. -zobaczyłam jak przeładowuje pistolet.
Dziewczyna powoli otwiera drzwi, wchodzimy powoli, rozglądając się na wszystkie strony. Ściany są poorane pazurami, główny komputer został doszczętnie zniszczony, ekran rozbity, klawiatura również wygląda jakby przeżyła spotkanie pierwszego stopnia z dzika bestia.
-Co jest do jasnej ciasnej! -słyszę Fineasza. -Myślałem, że mutanty są za głupie, żeby się tu dostać.
-Bo są.- odpowiadamy z Izabelą.- Nikt nie powiedział, że brakuje im siły.
Rozglądając się na prawo i lewo spróbowałam wezwać z Buforda.
-Buford, Buford zgłoś się. -cisza.- Van stormm jak robisz sobie ze mnie jaja to zrobię ci z siedzenia jesień średniowiecza. -zagroziłam, ale ciągle nic. -Baljeet ile czasu zostało do zmierzchu? -zapytałam.
-Niewiele, ruszcie się. -odpowiedział.
-Tutaj już raczej nic nie znajdziemy. -powiedział Fineasz.- Lepiej chodźmy do Buforda.-oznajmił i zaczął schodzić.
Po pokonaniu wszystkich stopni zobaczyliśmy Buforda mierzącego miotaczem w jakiegoś chłopaka.
-Możecie powiedzieć temu gorylowi, żeby zabrał mi tą zabawkę sprzed twarzy?
*******************************
No, na dzisiaj koniec. ;) Jak sie podobalo? Przepraszam za wszystkie bledy ortograficzne i gramatyczne spowodowane pozna pora.
Od teraz postaram sie conajmniej 2 razy w tygodniu wstawiac rozdzialy tak, zeby sie wyrobic przed pazdziernikiem. Cieszycie sie? ;3
Suuuper :D A tak na przyszłość - Buford ma na nazwisko van Stomm, nie van Stormm :)
OdpowiedzUsuńDzieki bede pamietac. ;)
UsuńNo prosze, ledwo czlowiek wyjedzie na weekend, a tu juz sekcja fanfiction zabiera mi cala widownie :-). Moze ja tu juz w ogole nie jestem potrzedny :D? A co do fanfa, to ciekawie sie robi, choc troche to wszystko pogmatwane. Pytanie do Marty: tamten rysunek FiF z poprzedniego rozdzialu byl Twojego autorstwa?
UsuńNiestety nie, ale mam narysowany juz portret Izabeli. ;D Wstawie go w przyszlym rozdziale. ;)
UsuńNie przesadzaj Piotrek, jesteś tu BARDZO potrzebny ;)
OdpowiedzUsuńDolanczam sie do powyzszego stwierdzenia! ;D
UsuńDzięki ;). Jeszcze dziś się przekonacie, jak bardzo!
UsuńTo prawda, to właśnie współpraca waszej dwójki powoduje, że ten blog jest taki fajny :) Nie pamiętacie, jak Izunia mówiła, że współpracą wszystko można osiągnąć? :P
UsuńW październiku TWD :3 Mniejsza, czekam na nastepna czesc :D Boli, oj boli mnie, ze nie mogę tego przeczytać od początku do końca :D
OdpowiedzUsuńIm bardziej boli tym lepiej. ;D
UsuńZacytuje pewnego madrego czlowieka: Bol uszlachetnia. ;p
Poboli, ale przejdzie :P
Usuń