Szliśmy o omacku, zdani tyko i wyłączne na łaskę Ariela; to było
najbardziej frustrujące, jednak pocieszało mnie to że on też chce
przeżyć, a sam ze złamaną ręką daleko nie zajedzie. Usłyszałam stłumione
stukniecie i siarczyście przeklinającego Ariela. W ciemności zatliła
się niewielka iskierka, zgasła, potem druga, błysnęło światło pochodni.
Oświetlało twarz Ariela nadając jej upiorny wyraz, złamana ręka zwisała
mu bezwładnie wzdłuż szarego płaszcza.
-Ja to wezmę.-chwyciłam pochodnie. Ariel położył dłoń na moim ramieniu.
-Będę cię prowadził.-oznajmił.
Szliśmy
już jakiś czas kierowani przez Ariela może jakieś 10-15 minut, przed
nami nagle jakby wyrosły z pod ziemi pojawiły się wielkie żelazne drzwi.
-Na
rzemyku mam klucz.-popatrzył na mnie jednoznacznie, westchnęłam i
włożyłam mu dłoń pod kołnierzyk ciemnej koszuli, moje palce dotknęły
ciepłej skóry na jego klatce piersiowej; była jak jedwab naciągnięty na
stal, mimowolnie się zaczerwieniłam i starając się to ukryć zdjęłam
rzemyk z szyi Ariela, który uśmiechał się do mnie, a kiedy to zobaczyłam
krew napłynęła do moich policzków jeszcze mocniej, ten uśmiech był
delikatny, pełen czułości, nieśmiałości i trochę szarmancki. Oczy o mało
nie wyszły mi z orbit, wykonałam szybki obrót na pięcie, włożyłam klucz
do zamka i przekręciłam. Usłyszałam chrzęst który zwykle temu
towarzyszy, nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły niezwykle lekko jak na
swój wygląd, bez najcichszego dźwięku. Moim oczom ukazało się sporej
wielkości pomieszczenie. Dwa biurka z ciemnego drewna, ustawione obok
siebie, na każdym paliła się lampka dająca ciepłe, żółte światło, oprócz
tego były na nich przeróżne papiery, na jednym równiutko ułożone
poukładane na kupki, na drugim zakrywały cały blat i nawet trochę
podłogi, oprócz tego kilka otwartych książek bielących stronnicami.
Jedną ze ścian w całości zajmowały regały z książkami, do jednego z nich
przystawiona była drabina na kółkach. Obok półek dwa fotele, a przy
nich niewielki stolik ze szklanym dzbankiem i dwiema filiżankami. Przy
drugiej ścianie długi blat wysuwany z kamiennej ściany stały na nim
przeróżne fiolki, próbówki i preparaty, obok wisiały dwa białe kitle,
jeden większy, drugi mniejszy. W róg pomieszczenia był wmurowany
kominek, w środku popiół ze spalonych polan. Ariel minął mnie szybkim
krokiem.
-Musicie mi nastawić ramię i założyć jakiś
opatrunek.-oznajmił; kolejnymi osobami które mnie minęły byli Fineasz i
Ferb. Pomogli Arielowi zdjąć płaszcz, następnie Izabela rozpięła mankiet
koszuli i delikatnie podwinęła odsłaniając zsiniałe przedramię, w
jednym miejscu było widoczne spore wypuklenie, otaczał je fioletowy
siniak z czerwonymi żyłkami, całość była mocno spuchnięta.
-Masz
szczęście że nie jest złamana w łokciu.-powiedziała Izabela delikatnie
badając ramię opuszkami palców. Buford włożył chłopakowi do ust kawałek
szmaty.
-Będzie bolało.- dodał ze złośliwym uśmieszkiem. Ariel zacisnął
zęby na materiale. Ferb zasłonił mi widok, po chwili usłyszałam
stłumiony wrzask Ariela.
-Czego panikujesz, już po krzyku.-oznajmiła Izabela, a on spojrzał na nią z wyrzutem.-Alice usztywnij i zawiąż bandaż.
Kończyłam wiązać Arielowi temblak na szyi.
-Dziękuje.-i znów uśmiechną się tak jak przedtem, a ja znów odwróciłam się na pięcie z tymi dziwnie miękkimi kolanami.
-To był nieoficjalny gabinet moich rodziców, tu prowadzili swoje badania.-mówił.
-Jakie
badania?-zapytałam oglądając papiery na biurku, podniosłam wzrok trochę
wyżej na zdjęcie oprawione w drewnianą ramkę. Ze zdjęcia uśmiechał się
do mnie może 6-letni chłopczyk siedzący po turecku na trawie, ubrany w
ogrodniczki i zieloną koszulkę podkreślającą mu równie zielone oczy,
dłonie oparł na kolanach, na głowie miał czapkę z daszkiem spod której
wystawały brązowe, kręcone kosmyki. Mimo woli uśmiechnęłam się.
-To
było przed wybuchem.-usłyszałam głos tuż przy swoim uchu, moja pięść
świsnęła w powietrzu , jednak Ariel odsunął się na bezpieczną odległość.-
To chyba robił tata na jakimś placu zabaw...nieważne. Wracając moi
rodzice uważali, że można w jakiś sposób odwrócić działanie promieni i
odmutancić wszystko, było by tak jak kiedyś, ale nie zdążyli skończyć.
Wcisnął przycisk znajdujący się pod blatem biurka. Ze ściany wysunęła się
płyta na której wisiała broń i amunicja,a obok przyczepiona była
kartka, jednak nie zdążyłam przeczytać co było tam napisane, bo Ariel
schował ją do kieszeni swojego przepastnego płaszcza.
-W linii prostej jest około kilometra do powierzchni, ale spoko znam skrót. Bierzcie zabawki.-uśmiechnął się.
To musi być okropne mieć nastawianą kość... X.X Aż mnie ciary przeszły xD
OdpowiedzUsuńTo straszne uczucie, bo sama miałam tak nastawione. ;(
UsuńUua współczuję :/ Co złamałaś?
UsuńReke w ramieniu. Ból nie do opisania. ;/
Usuń:/
UsuńPrzesada, tez miałem nastawiane. Boli mocno ale nie jakos tak nie do zniesienia...
UsuńZależy co złamiesz :)
UsuńLewa reka w ramieniu, na wf w 6 klasie :)
UsuńHehe ja pamiętam jak jeden gość u nas w gimnazjum biegnąc z piłką obok siatki chroniącej okno zahaczył o nią palcem łamiąc go. Wykręcił go w drugą stronę w tym samym momencie gdy pani krzyknęła "Nie ruszaj go!" ;p
UsuńWiesz, to zalezy od jak bardzo ktos jest wrazliwy na bol. a ja np bardzo. ;)
UsuńWiekszosc dziewczyn jest wrazliwa na bol :)
UsuńMozliwe. Ale blisko polowa chlopakow udaje twardzieli, a gdy dochodzi do czegos takiego to placza. ;)
UsuńZnam takich :D Fajna rzecz, można się posmiac :P
UsuńDokladnie. xd
UsuńJa przeciąłem sobie nogę siekierą prawie do kości i muszę powiedzieć, że bolało mniej niż walnięcie małym palcem o kant stołu xD Ogólnie po wydarzeniu z siekierą chciało mi się śmiać: dostałem w nogę i chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku i pomyślałem: "Eeee tam takie lekkie walnięcie to..." zerknąłem na nogę "Wow... Kur*a..." i dopiero wtedy zaczęło boleć xd
UsuńBędziesz dalej tłumaczyć The Sear.
OdpowiedzUsuńThe Seer :) Tez czekam i dolaczam się do pytania :D
Usuń