Izabela nie mogła zasnąć.
,,Nie wierzę. On cały czas wiedział. I nie powiedział mi. Pozwalał mi się wygłupiać przed wszystkimi. A teraz myśli, że może powiedzieć mi, że mnie lubi i będzie dobrze.
Powiedział, że mnie lubi. On naprawdę mnie lubi. Albo... lubił. Mam nadzieję, że jednak tak nie jest.
Zrobił dokładnie to, co chciałam żeby zrobił przez lata - o czym marzyłam. O czym śniłam nawet tego ranka, jak o tym pomyśleć. Przełamał się i powiedział mi, że zawsze mnie lubił, i nie może utrzymać tego dłużej w sekrecie.
A ja za to zezłościłam się na niego, i być może go odstraszyłam."
Skrzywiła się. ,,Izabelo, jesteś idiotką."
Fineasz postanowił dać sobie spokój ze spaniem. Podczas gdy spędzenie nocy z Izabelą brzmiało słodko i romantycznie, w rzeczywistości nie było to takie łatwe. Nie był przyzwyczajony mieć kogoś śpiącego tak blisko niego; mały szałas wydawał się zatłoczony, a ona nadal wydawała się na niego zła. A, szczerze mówiąc, nie był z nią zbyt dobrze w tym momencie.
Ponownie rozpalił ogień, i zdecydował posiedzieć przy nim i pomyśleć. Wiatr ustał, a chłodną noc oświetlał księżyc w pełni wysoko na niebie.
,,Ona naprawdę myślała, że nie wiem? Przez te wszystkie razy kiedy rzucała się na mnie, a wszyscy rzucali mi wszechwiedzące spojrzenia, kiedy to robiła? Wiedziałem nawet zanim Ferb mi powiedział.
Jak to mogło pójść tak źle dla dwóch osób, które lubią się tak bardzo?"
Nagle z szałasu dobiegł go płacz Izabeli.
- Izabela? Co się stało?
Nie dostał odpowiedzi.
- Izabelo? Zechcesz stamtąd wyjść i usiąść ze mną?
- Nie. - Powiedziała drażliwie.
- Proszę?
Z płaczliwym westchnieniem wypełzła z szałasu na światło księżyca, z twarzą mokrą od łez.
- Chodź tu. Wyglądasz, jakbyś potrzebowała kogoś kto by cię przytuli. - Powiedział.
Usiadła mu na kolanach i wtuliła głowę w jego ramię.
- Przepraszam. - Powiedziała ze łzami. - Wszystko zepsułam.
- Cii. - Odparł, otaczając ją ramionami. - W porządku. - Pogładził jej włosy. - Jestem tu dla ciebie. Zawsze.
Odchyliła się na tyle by na niego spojrzeć.
- Nawet kiedy obraziłam się na ciebie za to, że zrobiłeś to o czym zawsze marzyłam?
- Nawet wtedy. - Podniósł rękę i otarł jej łzy z policzka.
Na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech, mimo że jej oczy załzawiły się jeszcze bardziej.
- Dlaczego? - Zapytała zakłopotana.
- Bo cię lubię. Bardzo. Bo miałem na myśli to co powiedziałem wcześniej. Przez te wszystkie rzeczy jakie nas spotkały przez lata, i wszystko co zrobiłaś dla mnie, i wszystko co dla siebie znaczymy.
Spuściła wzrok, myśląc.
- Podobałeś mi się od pierwszego dnia kiedy się poznaliśmy. Kiedy mieliśmy osiem lat. Ścigałam cię przez prawie połowę mojego życia... myślę, że w większości byłam zła, że to straciłam. To wszystko było niepotrzebnie.
- Nie było. Po prostu potrzebowałem czasu, żeby wymyślić co z tym zrobić.
- Więc... co teraz?
Przytulił ją.
- Nie podejmujmy dziś żadnych decyzji. Ja lubię ciebie. Ty lubisz mnie. Będziemy martwić się o szczegóły później. Może być?
Pokiwała głową w odpowiedzi.
Postanowili spróbować znowu zasnąć.
- Um. Nadal tam jest trochę ciasno. -Powiedziała Izabela.
- Gdybym nadal był nieświadomy tego wszystkiego, co byśmy zrobili?
Pomyślała chwilę.
- Weszlibyśmy tam, ja spróbowałabym znaleźć jakiś pretekst żebyś mnie objął, puściłabym jakąś romantyczną sugestię, którą ty byś przegapił, a potem zasnęlibyśmy.
- Ok. Spróbujmy, tylko bez ,,znajdowania pretekstu" albo ,,przegapienia romantycznej sugestii"?
Zaśmiała się, i weszli do szałasu.
- Mogę cię przytulić? Przynajmniej na minutę lub dwie?- Poprosił.
- Jasne. - Westchnęła szczęśliwe i pochyliła się z powrotem ku niemu. Otoczył ją ramionami, i poczuł jak jej ciało dopasowuje się do jego.
Kilka minut później, Izabela zapytała:
- To twój scyzoryk w twojej kieszeni, prawda?
- Przepraszam, to tylko... Trzymam piękną dziewczynę, która lubiła mnie przez lata. Pewne części mnie... naprawdę lubią ten pomysł.
Zachichotała.
- Rozumiem. Pewne części mnie też naprawdę to lubią.
- To nie była sugestia, którą przegapiam, prawda? - Zapytał na wpół spanikowanym głosem.
- Nie. - Powiedziała dobitnie i zachichotała.
Westchnął z ulgą.
- Tak myślałem. Ciągle się przyzwyczajam do tego że wiemy o swoich uczuciach. Jeśli będziesz chciała to powiedz jak coś przegapię.
- To chyba nie jest celem sugestii. Jeśli ci powiem to będzie prośba.
Ferb ponownie włączył projektor. Tym razem, ustabilizował się i znowu pokazał słowo ,,FERB" napisane w piachu. Zgromadzone dzieciaki zawiwatowały. Zaczął cofać w tył, dwa dni za każdym razem, dopóki słowo nie znikło, i przewinął do przodu o jeden dzień by znaleźć je ponownie, przy wschodzie słońca.
- Obok tego jest strzałka. - Zauważyła Gretchen. - Prawdopodobnie chcą żebyśmy za nią poszli.
- Patrzcie, tamto drzewo jest oznaczone. - Powiedziała Ginger.
- I tamto! - Dodała Adyson. - Idź za tymi drzewami!
Ferb podążył za oznaczonymi pniami i znalazł dymiący jeszcze żar ogniska i mały szałas zawierający Fineasza i Izabelę, o oboje śpiących i przytulonych do siebie.
Ginger odwróciła się do Buforda.
- Płać.
- O nie. Jeszcze nie ściągnęliśmy ich z powrotem. I popatrz, w tym szałasie jest dosyć ciasno. Pewnie tylko ogrzewają się nawzajem żeby przeżyć.
Ginger skrzywiła się i odwróciła w stronę Ferba.
- Cóż, znaleźliśmy ich. - Odezwał się Ferb.
- Zapisałam współrzędne. Teraz musimy wyłączyć projektor by dodać opcję portalu. Powinno nam to zająć tylko kilka minut.
CDN...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No ten rozdział był głównie o uczuciach... coś dla romantyków. ^^
Marta
czwartek, 14 stycznia 2016
czwartek, 7 stycznia 2016
FiF: Powrócić na obiad - rozdział 4
Fineasz siedział pod drzewem obserwując zachód słońca, gdy Izabela wróciła ze zbierania większej ilości drewna na opał. Miała splecione włosy, aby utrzymać je pod kontrolą gdy wysychały i przerzucone przez ramię.
- Co porabiasz? - Spytała.
- Tylko oglądam zachód słońca. Gdy słońce zajdzie, zobaczymy gwiazdy, a wtedy może zgadniemy kiedy jesteśmy i jak daleko na północ. Wiemy, że jesteśmy w Ameryce Północnej bo widzieliśmy indyki i sądzę, że wokół nie ma żadnych ludzi.
- Wiatr trochę się podniósł. - Powiedziała. - Będziemy potrzebować szałasu, który zbudowałeś.
- Ten szałas nie jest duży. Jest raczej mały.
- To dobrze. Będziemy... hm, musieli nawzajem się ogrzewać. Będzie dziś chyba nieco chłodniej. - Usiadła obok niego.
,,Ogrzewać się nawzajem... Wow, dziś nie będzie zbyt subtelna. Nie brzmi źle..."
- Och, już wyglądasz na zmarzniętą. Chodź, możemy poogrzewać się już teraz. - Powiedział głośno.
Uśmiechnęła się i przysunęła się o kilka cali, które ich dzieliły, a on otoczył ją ramieniem. Oparła o nie głowę i westchnęła z zadowoleniem.
,,To było szczęśliwe westchnienie." Pomyślał.,, Utknęliśmy w nieznanym miejscu i czasie, być może nigdy nie wrócimy do domu, ale bycie ze mną czyni ją szczęśliwą.
Cóż, to całkiem fair. Przebywanie z nią sprawia, że także jestem szczęśliwy."
Podskoczył lekko nieco zaskoczony własnym stwierdzeniem. ,,Chwila. Przebywanie z nią CZYNI mnie SZCZĘŚLIWYM.
Do diabła z tym. Mam dość tego limbo."
Izabela cieszyła się uczuciem tulenia, gdy poczuła że Fineasz nagle się wzdrygnął. Jego głos trochę drżał kiedy zapytał:
- I-Izabelo?
- Mm?
- Przepraszam. - Jej serce zatrzymało się na chwilę, ale on kontynuował. - ...Bardzo cię lubię Izabelo. Bardziej niż tylko przyjaciółkę. Przepraszam, że nie dałem ci wcześniej znać.
Uśmiechnęła się do niego jeszcze raz; ten wydawał się niemal oślepiający.
- Też cię lubię bardziej niż tylko przyjaciela. I... przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej.
- Zrobiłaś to. Wiedziałem.
Usiadła prosto i odwróciła się do niego oburzona.
- WIEDZIAŁEŚ?
- To było raczej oczywiste. Musiałbym być najbardziej tępym chłopakiem na planecie by tego nie zauważyć.
Dalej patrzyła na niego z rosnącym oburzeniem.
- Więc dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego zachowywałeś się jakbyś tego nie wiedział?
- Nie mogłem powiedzieć ci ,nie' bo złamałoby ci to serce, a ja... za bardzo cię lubiłem żeby to zrobić. Nie mogłem powiedzieć ,jeszcze nie' bo to byłoby to samo co ,nie'. A nie byłem jeszcze gotowy na ,tak'.
- A teraz jesteś?
Wziął głęboki oddech.
- Tak. Tak, jestem. Miałabyś coś przeciwko, gdybym... przestał udawać?
Zmrużyła oczy.
- Myślisz, że możesz tak po prostu przestać udawać i wszystko będzie dobrze?
Westchnął.
- Nie, rozumiem. Przepraszam Izabelo. Zrozumiem, jeśli nie zechcesz...
- Nie powiedziałam tego'! - Przerwała mu. - Muszę tylko to przemyśleć.
- To może kiedy będziesz myśleć, wrócisz tu się ogrzać?
Spojrzała na niego dziwnie.
- Okej. - Przysunęła się i znowu przytuliła się do niego.
Baljeet podniósł wzrok znad laptopa.
- Dobra, Ferb, wysyłam ci koordynaty... już.
Ferb skinął głową i odwrócił się do projektora czasu. Na chwilę pojawił się w nim widok leśnej polany ze słowem FERB wyskrobanym w ziemi, po czym spod klawiatury wyskoczyły iskry i projektor ponownie się wyłączył.
- Oni żyją! I czekają na nas! - Krzyknęła Ginger. - Baljeet, twoje obliczenia działają! - Zerwała się i przytuliła go.
Baljeet, oszołomiony, też ją przytulił a Ferb i Gretchen zaczęli ponownie naprawiać projektor.
W blasku ogniska, Izabela przyjrzała się małemu szałasowi. Nie był zbyt wielki, były to tylko dwa drzewa z długim kijem między nimi i z dwóch stron tworzyły konstrukcję w kształcie namiotu pokryte gałęziami z liśćmi. Ziemię również pokryta liśćmi.
- Jak to się stało, że kiedy byliśmy na tamtej wyspie, ty, ja i Ferb zbudowaliśmy tą wielką chatę tak szybko?
- Tam mieliśmy narzędzia i części ze statku i małpy do pomocy. Nie sądzę, żeby bizony były tak użyteczne. A indyki to strata czasu. W każdym razie, to Ferb buduje, wiesz o tym. Ja jestem tylko od pomysłów.
Skinęła głową.
- Będzie trochę ciasno. To chyba dobrze, ale... spróbujmy się nieco przespać, ok? Potrzebuję jeszcze trochę czasu by pomyśleć... o nas.
Weszli do środka. Leżeli tak daleko od siebie jak tylko mogli (było między nimi jakieś 6 cali).
- Przytulnie. - Stwierdziła Izabela.
Odwrócili się do siebie plecami i spróbowali zasnąć.
- Fineasz? - Zapytał po chwili Izabela.
- Tak?
- Wiedziałeś co robiłam w Paryżu?
- Nie. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Byłem za bardzo skupiony na samolocie i zakładzie. Uświadomiłem sobie to później. Powinienem przeprosić, ale nie mogłem bez ujawnienia wszystkiego. Przykro mi przez to i wynagrodzę ci to pewnego dnia. Czemu pytasz?
- Musiałam wiedzieć.
Tygrys szablozęby węszył w powietrzu. ,,To dziwne. Czuję ogień. I... coś innego. Jakieś stworzenia, których nigdy wcześniej nie czułem."
Strach przed nieznanym walczył z ciekawością i przegrał. Wielki kot zaczął kierować się w stronę dziwnych zapachów.
CDN...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~¿
Na początek chcę Was przeprosić za brak wpisów we wtorek i środę ale niestety i ja i Ferb nie wyrobiliŝmy sie na czas. ;)
I jeszcze mam jedno pytanie:
Czy chcecie poznać dalszy ciąg powyższego opowiadania czy mam je zmienić lub porzucić?
Czekam na odp. ;)
Marta
- Co porabiasz? - Spytała.
- Tylko oglądam zachód słońca. Gdy słońce zajdzie, zobaczymy gwiazdy, a wtedy może zgadniemy kiedy jesteśmy i jak daleko na północ. Wiemy, że jesteśmy w Ameryce Północnej bo widzieliśmy indyki i sądzę, że wokół nie ma żadnych ludzi.
- Wiatr trochę się podniósł. - Powiedziała. - Będziemy potrzebować szałasu, który zbudowałeś.
- Ten szałas nie jest duży. Jest raczej mały.
- To dobrze. Będziemy... hm, musieli nawzajem się ogrzewać. Będzie dziś chyba nieco chłodniej. - Usiadła obok niego.
,,Ogrzewać się nawzajem... Wow, dziś nie będzie zbyt subtelna. Nie brzmi źle..."
- Och, już wyglądasz na zmarzniętą. Chodź, możemy poogrzewać się już teraz. - Powiedział głośno.
Uśmiechnęła się i przysunęła się o kilka cali, które ich dzieliły, a on otoczył ją ramieniem. Oparła o nie głowę i westchnęła z zadowoleniem.
,,To było szczęśliwe westchnienie." Pomyślał.,, Utknęliśmy w nieznanym miejscu i czasie, być może nigdy nie wrócimy do domu, ale bycie ze mną czyni ją szczęśliwą.
Cóż, to całkiem fair. Przebywanie z nią sprawia, że także jestem szczęśliwy."
Podskoczył lekko nieco zaskoczony własnym stwierdzeniem. ,,Chwila. Przebywanie z nią CZYNI mnie SZCZĘŚLIWYM.
Do diabła z tym. Mam dość tego limbo."
Izabela cieszyła się uczuciem tulenia, gdy poczuła że Fineasz nagle się wzdrygnął. Jego głos trochę drżał kiedy zapytał:
- I-Izabelo?
- Mm?
- Przepraszam. - Jej serce zatrzymało się na chwilę, ale on kontynuował. - ...Bardzo cię lubię Izabelo. Bardziej niż tylko przyjaciółkę. Przepraszam, że nie dałem ci wcześniej znać.
Uśmiechnęła się do niego jeszcze raz; ten wydawał się niemal oślepiający.
- Też cię lubię bardziej niż tylko przyjaciela. I... przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej.
- Zrobiłaś to. Wiedziałem.
Usiadła prosto i odwróciła się do niego oburzona.
- WIEDZIAŁEŚ?
- To było raczej oczywiste. Musiałbym być najbardziej tępym chłopakiem na planecie by tego nie zauważyć.
Dalej patrzyła na niego z rosnącym oburzeniem.
- Więc dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego zachowywałeś się jakbyś tego nie wiedział?
- Nie mogłem powiedzieć ci ,nie' bo złamałoby ci to serce, a ja... za bardzo cię lubiłem żeby to zrobić. Nie mogłem powiedzieć ,jeszcze nie' bo to byłoby to samo co ,nie'. A nie byłem jeszcze gotowy na ,tak'.
- A teraz jesteś?
Wziął głęboki oddech.
- Tak. Tak, jestem. Miałabyś coś przeciwko, gdybym... przestał udawać?
Zmrużyła oczy.
- Myślisz, że możesz tak po prostu przestać udawać i wszystko będzie dobrze?
Westchnął.
- Nie, rozumiem. Przepraszam Izabelo. Zrozumiem, jeśli nie zechcesz...
- Nie powiedziałam tego'! - Przerwała mu. - Muszę tylko to przemyśleć.
- To może kiedy będziesz myśleć, wrócisz tu się ogrzać?
Spojrzała na niego dziwnie.
- Okej. - Przysunęła się i znowu przytuliła się do niego.
Baljeet podniósł wzrok znad laptopa.
- Dobra, Ferb, wysyłam ci koordynaty... już.
Ferb skinął głową i odwrócił się do projektora czasu. Na chwilę pojawił się w nim widok leśnej polany ze słowem FERB wyskrobanym w ziemi, po czym spod klawiatury wyskoczyły iskry i projektor ponownie się wyłączył.
- Oni żyją! I czekają na nas! - Krzyknęła Ginger. - Baljeet, twoje obliczenia działają! - Zerwała się i przytuliła go.
Baljeet, oszołomiony, też ją przytulił a Ferb i Gretchen zaczęli ponownie naprawiać projektor.
W blasku ogniska, Izabela przyjrzała się małemu szałasowi. Nie był zbyt wielki, były to tylko dwa drzewa z długim kijem między nimi i z dwóch stron tworzyły konstrukcję w kształcie namiotu pokryte gałęziami z liśćmi. Ziemię również pokryta liśćmi.
- Jak to się stało, że kiedy byliśmy na tamtej wyspie, ty, ja i Ferb zbudowaliśmy tą wielką chatę tak szybko?
- Tam mieliśmy narzędzia i części ze statku i małpy do pomocy. Nie sądzę, żeby bizony były tak użyteczne. A indyki to strata czasu. W każdym razie, to Ferb buduje, wiesz o tym. Ja jestem tylko od pomysłów.
Skinęła głową.
- Będzie trochę ciasno. To chyba dobrze, ale... spróbujmy się nieco przespać, ok? Potrzebuję jeszcze trochę czasu by pomyśleć... o nas.
Weszli do środka. Leżeli tak daleko od siebie jak tylko mogli (było między nimi jakieś 6 cali).
- Przytulnie. - Stwierdziła Izabela.
Odwrócili się do siebie plecami i spróbowali zasnąć.
- Fineasz? - Zapytał po chwili Izabela.
- Tak?
- Wiedziałeś co robiłam w Paryżu?
- Nie. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Byłem za bardzo skupiony na samolocie i zakładzie. Uświadomiłem sobie to później. Powinienem przeprosić, ale nie mogłem bez ujawnienia wszystkiego. Przykro mi przez to i wynagrodzę ci to pewnego dnia. Czemu pytasz?
- Musiałam wiedzieć.
Tygrys szablozęby węszył w powietrzu. ,,To dziwne. Czuję ogień. I... coś innego. Jakieś stworzenia, których nigdy wcześniej nie czułem."
Strach przed nieznanym walczył z ciekawością i przegrał. Wielki kot zaczął kierować się w stronę dziwnych zapachów.
CDN...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~¿
Na początek chcę Was przeprosić za brak wpisów we wtorek i środę ale niestety i ja i Ferb nie wyrobiliŝmy sie na czas. ;)
I jeszcze mam jedno pytanie:
Czy chcecie poznać dalszy ciąg powyższego opowiadania czy mam je zmienić lub porzucić?
Czekam na odp. ;)
Marta
Subskrybuj:
Posty (Atom)